„Ech… znowu.” Odetchnął Garen widząc nadbiegającego Dravena,
który wyraźnie chciał się zemścić. Powoli skierował się w jego stronę i czekał
na pierwszy ruch przeciwnika. Wojownik rozkojarzył się rozmyślając o postępach Katariny
i stracił Dravena z oczu. Lekko zaniepokojony Garen powoli szedł przed siebie
rozglądając się. Nagle usłyszał głośny świst i
spostrzegł tylko błysk nadlatującego ostrza, które ugodziło go w brzuch.
Głośno śmiejący się Draven podbiegł do Garena i wykrzyczał „Twoją czerwoną
kicię spotka podobny los!” – po czym szybko skręcił. Zraniony wojownik
panicznie próbował się podnieść. Kiedy to zrobił pobiegł za Dravenem, lecz po
chwili znów znalazł się na ziemi. Przyczołgał się do pobliskich krzaków chcąc
ochłonąć. Cały czas myślał o Katarinie i o tym, co może zrobić jej
nieprzewidywalny Draven… Nagle usłyszał zziajany oddech. Znów poczuł ten
piękny, kwiatowy zapach. Spojrzał w bok i na chwilę przestał oddychać. Obok
niego leżała skulona i cichutko szlochająca, czerwonowłosa towarzyszka broni
cała pokryta krwią. Miała zakrytą dłońmi twarz. Całe jej ciało przeszywały
widoczne dreszcze, najprawdopodobniej spowodowane bólem. „Katarina…!” –
wyszeptał Garen nie chcąc zwrócić uwagi przeciwników i przybliżył się do
dziewczyny. Ta, dopiero teraz zorientowała się, że ktoś siedzi obok niej. Szybko
usiadła podkurczając nogi i próbując wytrzeć łzy ubrudziła całą twarz we krwi. To
nie był przyjemny widok. „To przez Dravena?” – spytał się rozwścieczony Garen. Katarina
powoli skierowała zwój przeszywający wzrok na twarz kompana. Próbowała przybrać
poważny wyraz twarzy ukrywając ból. „Nie.” – oznajmiła drżącym głosem i schowała
głowę między kolana. Po chwili poczuła ramię opierające się na jej plecach. Natychmiast
chwyciła jedno z ostrzy i przyłożyła do gardła Garena. Ten znieruchomiał. Po chwili
krępującej ciszy szybko zabrał rękę. Wojownik zobaczył swoje odbicie w szmaragdowych,
szklących się oczach dziewczyny. Chciał się odezwać, ale ta w mgnieniu oka wybiegła
z krzaków i skierowała się w nieznajomym kierunku. Kiedy jakikolwiek szelest
ucichł, a Garen odzyskał władzę w kończynach chwycił miecz i postanowił powróci
do bazy. Cały czas nie mógł pozbierać się po tym, co przed chwilą przeżył.
Po
uzupełnieniu ekwipunku i odzyskaniu sił nadal oszołomiony Garen skierował się w
kierunku pola bitwy. Postanowił pójść na najspokojniejszą według niego, prawą
linię, z której nie dobiegały żadne wrzaski. Nie spodziewał się jednak jaki
widok zastanie. Mijając najbliższą sojuszniczą wieżę usłyszał ciche dźwięki
ocierających się o siebie ostrzy. Z daleka spostrzegł dwie sylwetki. Jedna
masywna, trzymająca dwa potężne topory, druga delikatna, starająca się wykonać
jak najskuteczniejsze uniki. Podszedł kilka kroków bliżej. Nagle całe pole
bitwy ogarnął niemiłosierny krzyk i stukot ciężkiej zbroi. Rozpędzony Garen
mknął przed siebie cały czas wrzeszcząc imię krwistowłosej dziewczyny, którą za
wszelką cenę chciał uratować. Na miejscu zastał już tylko leżącą Katarinę w
kałuży krwi. W oddali było widać postać, która szczególnie uwzięła się na
Garena w tym pojedynku. Wojownika nie przejmował już jednak dalszy los Dravena.
Kucnął przy zalanej krwią sojuszniczce. Miała spokojny wyraz twarzy, nie był
już przepełniony bólem jak wtedy. Jej rozczochrane włosy wręcz stapiały się z
jej krwią. Do oczu wojownika zaczęły napływać łzy. Gdy jedna przypadkowo
kapnęła na policzek dziewczyny ta delikatnie otworzyła oczy co zaskoczyło
zapłakanego wojownika. Powoli przekręciła głowę w jego stronę. Na jej twarzy
przez ułamek sekundy pojawił się znikomy uśmiech, po którym głośno odetchnęła. Jej
wszystkie mięśnie zwiotczały, już nie czuła przeszywającego bólu. Garen wpadł w
szał, złapał dziewczynę za ramiona i zaczął nią szarpać wrzeszcząc jednocześnie
jej imię. Wszyscy wojownicy rozsiani po polu bitwy na chwilę zatrzymali się
słysząc krzyk przepełniony tak ogromnym bólem. Gdy po kilku minutach nie
zauważył żadnej reakcji ze strony kompanki, pochylił się nad nią i wypowiedział
regułkę w niezrozumiałym dla innych języku. Po chwili poczuł przeszywający ból.
Usłyszał tylko znajomy głośny śmiech. Nie miał siły się odwrócić, wyjąć masywne
ostrze z pleców. Nagle całe jego ciało wypełniło przyjemne uczucie. Usłyszał
śpiew ptaków, szum drzew. Upadł na ciało nieżywej dziewczyny. Powoli zamknął
oczy. Poczuł ten cudowny zapach konwalii i bzu. Chwilę potem cały ból minął…
kolejny deviancik wykonany przez ShiNaa :D